Ameryka, czyli kraj zwycięzców. Dlaczego prawie wszystko tu jest „Award winning”, „Voted best” itd.?

Nagrody, wyróżnienia i… jeszcze więcej nagród

Każdy, kto był w jakiejkolwiek restauracji w USA (nawet super podrzędnej), na pewno jadł „Voted Best” burgera, albo „Award winning” deser. W USA większość rzeczy i ludzi jest „Award winning”, „Top”, „Executive”, „Featured”, albo zwyczajnie „Best”, a każdy od małego obsypywany jest nagrodami.
Pierwszy raz uderzyło mnie to w Nowym Jorku ponad 10 lat temu, kiedy w nocy po imprezie Microsoft’u poszliśmy w kilku do knajpy, która w Polsce zostałaby zamknięta przez sanepid (a na pewno cyklicznie zgłaszana przez klientów). A tu, pełna bezdomnych, knajpa serwująca jedzenie wyglądające jak gówno miała w menu kilka „Award winning” potraw. Wtedy pomyślałem, że to głupie, ale to zapamiętałem. Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek to opiszę.

A opisuję to dlatego, że zaczęło mnie śmieszyć to, że Ameryka to kraj zwycięzców – większość ludzi w USA to „zwycięzcy czegoś”, a każda firma jest „featured i award winning”. W niektórych korporacjach ponad 30% pracowników to „wiceprezesi” (Vice President, czyli jak się już nauczyłem, nie ma to nic wspólnego z naszym wiceprezesem) [źródło: Goldman Sachs just promoted 1,500 people to VP], a każde dziecko musi być małym winner’em.
Co prawda, większość to nagrody za „uczestnictwo” i za kasę, ale jednak. No to po kolei…

Z własnego podwórka, czyli jak nasza firma mogła być tu w miesiąc najlepsza w kilku rankingach…

Kiedy weszliśmy na rynek amerykański, mieliśmy już dwóch klientów w USA. Były to ogromne, znane firmy. Stąd decyzja o otwarciu się na ten rynek, skoro i tak tu byłem, a można było zdziałać więcej. Jakie było moje zdziwienie, kiedy po założeniu firmy (lokalnej korporacji typu C – więcej o tym kiedy indziej) w listopadzie 2018, już na początku grudnia zostaliśmy wyróżnieni następującymi tytułami:

  • Best software integrator of Florida
  • The most promising cloud software of the year in the US
  • Voted TOP10 best software provider in the USA

Ja sam, nic nie robiąc (bo byłem na święta w Polsce), zostałem:

  • The best young CEO in North America
  • TOP10 brightest leaders in IT

O ile w Polsce kilka lat wcześniej, dostanie się, a później uzyskanie nr 1 w rankingu Deloitte to było kilka miesięcy wywiadów, stresu i notarialnie poświadczonych sprawozdań, audytów itd, o tyle tu, w 2 tygodnie po założeniu firmy byłem bogiem, a nasza firma była top topów. Według rankingów… które absolutnie nic nie znaczą.

Do tej pory średnio dwa razy w każdym miesiącu możemy „przyjąć” za kasę wyróżnienia w stylu Best Entrepreneurs of the Year, albo Most Promising coś tam

W USA wszystko i każdy, kto chce wesprzeć wątpliwy ranking gotówką, jest „The best”, „Featured”, albo „Top”.

Nic nieznaczące nagrody i dzieci

Trochę tu pomieszkaliśmy; wystarczająco, żeby widzieć, że podczas większości pikników dla dzieciaków w przedszkolach i w szkołach każde dziecko wraca z medalem, trofeum, albo dyplomem. Nieważne, że jest to dyplom za „uczestnictwo” (tudzież opłatę wniesioną przez rodziców). Każde dziecko jest tu zwycięzcą!
W sobotę był piknik naukowy, ale nie zdążyłeś się przygotować? Gratulacje, masz nagrodę!
Zrobiłeś coś absolutnie zajebistego? Gratulacje, masz nagrodę!
Nie udało Ci się dotrzeć na piknik, bo rodzice zapomnieli? Gratulacje, w poniedziałek w szkole odbierzesz medal i nagrodę.

Prawie jak w odcinku Family Guy’a, kiedy Stewie zrozumiał i zauważył, że każde trofeum, które dostał w życiu miało napisane pod spodem, że jest za „participation” ;).

Nic nieznaczące nagrody i dorośli Amerykanie

Nie wiem o co tu chodzi, ale te nagrody przyznawane za młodu ewidentnie przekładają się na postrzeganie siebie przez dorosłych Amerykanów. Żeby odpowiedzieć od razu na ewentualne komentarze w stylu „A wcale tak nie jest, pracuję z XYZ i nie dostała nagrody”, piszę o AMERYKANACH. Nie o ludziach, którzy (tak jak ja) przyjechali tu w dorosłym życiu i (nie tak jak ja) udają Amerykanów, kiedy są tu na wizach H1B, albo L1A.
Statystycznie losowo wybrany Amerykanin, który tu się urodził i wychował, jest wyjątkowo dumny. Ma też w głowie wyryte, że jego (jej) kraj jest najbogatszy i najlepszy na świecie i często krzyczy bez okazji „JU-ES-EJ”. I mówię serio. Od piątkowego wieczoru, po byle jakie święto. A czemu? Może dlatego, że od przedszkola był „Voted best”. Mógł być „Najcichszym 6-latkiem w grupie semestru II 2002”, albo „Najszybciej w grupie pokolorował na czerwono kwadrat w tygodniu 42” (i nagroda wisiała w gablotce w przedszkolu). Ważne, żebyś był „naj” w czymkolwiek.

Wśród dorosłych nie dziwi mnie już mnie tu zupełnie, kiedy Pani obsługująca mnie w dużym globalnym, amerykańskim banku dzwoni przy mnie na call Center, żeby dowiedzieć się jak mogę uzyskać kartę kredytową, ale ma za sobą statuetki z nagrodami takimi, jak: „The best smile in September 2018”, albo w ramce wydrukowany email dla „Super seller – inner circle CEO Award”. Ta druga akurat polega na emailu od sekretarki CEO, że cię doceniają (podpytałem, a jak!). Oczywiście odbiorczyni tej nagrody nigdy nie widziała na żywo CEO tegoż banku, a sekretarki drugiej asystentki CEO totalnie nie obchodzi do kogo tego emaila napisała. Ale nagroda jest!
To, co piszę, jest brutalne i może się wydawać wręcz chamskie, ale to jest amerykańska rzeczywistość na co dzień – każdy ma tu kilka nagród za nic (według kryteriów europejskich) i jest z nich mega dumny. Ale jest coś gorszego – uważa, że każda inna osoba ma go za te nagrody stawiać na piedestale i odpowiednio traktować.

Znaczenie tytułów dla dorosłych Amerykanów

I’m the CEO, Bitch

Celowo zacznę od realnego napisu z wizytówki Zuckerberg’a, bo ona odzwierciedla dokładnie mentalność Amerykanów:

Jestem, kurwa, (woleliby tu wstawić „kurwo”) CEO, więc się ze mną licz, nic nieznaczący petencie.

To chcieliby powiedzieć, ale im poprawność polityczna nie pozwala, hahahahaha :). W rzeczywistości Amerykanin będący delikatnie nad rozmówcą tytułem (lub czujący się „nad”, bo rzadko oni są „nad” europejskimi odpowiednikami) będzie starał się za wszelką cenę okazać chociażby najmniejszy brak szacunku „podrzędnej” osobie. Na każdym kroku. To jest prawie tak, jak w Indiach i w kastach – tylko tam to wynika z setek lat kultury, a tu z kilkudziesięciu lat braku kultury.

Realna historia z CEO

Ok, przytoczę realne historię, ale bez nazwy firmy. Firma z IT w każdym razie. Chcieliśmy we wrześniu 2019 kupić dla Klienta produkt. Po napisaniu do firmy odpisał mi automat, a później kilku „Client Success Executive’ów” i „Account Global Executive’ów”. Ponieważ już wiem jak to działa, to przyzwyczaiłem się, że „executive” tu w tytule stanowiska nie znaczy nic. Jednak uwaga!!! „Sam CEO może z nami porozmawiać podczas 3-5 minutowej sesji” ze względu na to, jak ważny jest klient. Sam CEO!!! Firmy, która ma przychód w rok taki, jak w niecałe 3 godziny nasz klient…

„Ale dobra,”, pomyślałem, „dajmy temu CEO szansę pogadać z naszym klientem”. I to był błąd. Katastrofalny błąd. O umówionym terminie prezentacji, po stronie dostawcy na call’u… nie pojawił się nikt. Po kilku emailach odpisał ktoś (albo automat), że CEO „nie może teraz”, ale że „jesteśmy dla niego ważni”. Nieważne, że on dla nas i dla naszego Klienta już nie był. On ciagle wierzył, że się nabieramy. Po terminie dostaliśmy email, że „CEO ma czas za tydzień któregoś tam dnia”. Niepoważne, ale potrzebowaliśmy tego produktu, więc ok. Za tydzień pana CEO… zapowiedziała sekretarka, a on sam przeczytał nam treść, którą dostaliśmy w emailu. Później „musiał biec na spotkania”. Przypomniał też 3 razy, że jest CEO… więc jakbyśmy mieli pytania, to najprawdopowdobniej dlatego, że nie rozumiemy po „CEO-wemu”, więc on i tak na nas tracił czasu nie będzie (zachowywał się tak, jak niektóre barany w polskich startup’ach, więc w sumie bycie pajacem z tytułem CEO nie jest ograniczone do USA).

Finalnie produktu nie kupiliśmy, ale po moim emailu z informacją o tym dostałem email, uwaga… że… jesteśmy niepoważni, bo „straciliśmy” czas ich CEO, dlatego w załączeniu jest faktura za doradztwo. $99. Za 4 minutowe przeczytanie treści, którą dostaliśmy emailem.
Tak, tak. Tak popierdolone są Stany.

Nagrody i firmy

Wróćmy na chwilę do firm. Ostatnio, w październiku 2019, na konferencji w Orlando spotkaliśmy się z przedstawicielami firmy, która… miała stoisko obwieszczające, że została nagrodzona tytułem… „Best PowerPoint product demo – 2019 H1”. Nie, nie żartuję. W sytuacji, kiedy polskie firmy walczą jak oszalałe w prawdziwych rankingach, tutaj pani „Account [oczywiście] Executive” ma na wizytówce, że jej firma zrobiła najlepsze demo w PowerPoint jakiegoś produktu i ma nagrodę producenta tego produktu za pierwsze półrocze 2019. No, to tak.

Nagrody i restauracje

I na koniec powrót do wątku, od którego zacząłem ten post… Wracamy do knajp.
Jeśli kiedyś przejdzie Ci na myśl jechać 30 mil do knajpy dlatego, że ma dziesiątki nagród, don’t. Just don’t. Nie daj z siebie zrobić wała. Posłuchaj, bo ja dałem się zrobić kilkanaście razy. „The best mud pie in the US 2009-2011”, „Award winning lamb Burger”, albo „Voted the most delicious kobe steak in South-East US”? Lepiej pójdź do najbliższego Cheesecake, albo Subway – przynajmniej dostaniesz wystandaryzowane jedzenie. Ja w kilkanaście lat latania do USA i w 3 lata mieszkania tu na stałe nauczyłem się jednego:

nagrody w USA się kupuje, a nie dostaje.

Nie zdziw się też, że będziesz jechał Lyft’em z „Najlepszym Kevinem z Palm Beach wśród kierowców Lyft jeżdżących białymi Kia’mi Optima na 47 tydzień roku 2019”. Ten gość z radością będzie wywieszał to wyróżnienie i nagrodę. Oczywiście, nie zapomnij o napiwku dla mistrza, bo dostaniesz 1 gwiazdkę, jak sam nie dasz 5. Ty niedoceniający nagród zjebie, Polaku ty – to z kolei zwyczajne reakcje na nasze pytania „po co Amerykanie chwalą się takimi rzeczami”?


No, to ten, niech żyje Ameryka i Najlepszy Blog o Życiu w Ameryce założony w lipcu 2020 w domenie .pl z nazwą zaczynającą się na „P” i kończącą na „E”!!! Voted Best in July 2020 by myself.

Ten post ma 9 komentarzy

  1. Grabarz

    Dla mnie The Most Interesting Blog of Summer ’20 – bez opłat, szczerze, po europejsku 😉

    1. Kuba

      Grabarz, no to mi się trafiło! Dzięki!!! :-D. Strasznie się cieszę z takich opinii, bo miesiąc temu się nie spodziewałem, że… będę w ogóle miał takiego bloga. Dzięki, naprawdę!

    2. Paweł

      Podpisuję się obydwiema rękami pod tym wyróżnieniem. 🙂

  2. Andrzej

    Kuba bardzo mi się podobało. Przeczytałem jednym tchem do samiutkiego konca. Taaaaka sytuacja. 👍🎖

  3. Kernerowa :)

    Super napisane! Otwiera oczy, wyjaśnia wiele, warto puścić w świat więc udostępniam!

  4. Piotr

    Kuba,
    Lata temu byłem w US na J1 visa, wiec liznąłem. Ale super blog z dystansem. Tak trzymać.

Dodaj komentarz